Sprawiedliwi
Na fotografii dwoje ludzi: ona zaokrąglona, pewnie w kolejnej ciąży. On przy niej, filuternie całujący ją w policzek. Nie widać nawet dobrze jego twarzy, jest głęboko wtulona w twarz żony. W tle drewniany dom, który zbudowali, gdy folksdojcz Gelb, burmistrz Mszany z niemieckiego nadania, wyrzucił ich z rodzinnego, na Zarąbkach. Tak, to ponure lata wojenne. I tyle ciepła, miłości, radości na jednej fotografii. Na jedynej pozostałej, wspólnej fotografii mszańskich Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, Stefanii i Józefa Wacławików. Jest jeszcze zdjęcie dokumentowe Pani Stefanii. I znów to, co rzuca się w oczy, to ciepło bijące z jej twarzy. Tego ciepła, miłości, przyzwoitości wystarczyło jej nie tylko dla własnych 11 dzieci. Zostało go jeszcze tyle, by ratować zupełnie obcego człowieka, do tego innego, żydowskiego wyznania. To wcale nie było takie oczywiste w tamtych strasznych czasach.
Chasidim umot HaOlam
„Sprawiedliwi” – chasidim. W żydowskiej tradycji to ci, dzięki którym świat utrzymywany jest w istnieniu. W każdym pokoleniu jest 36 Sprawiedliwych. Ukryci wśród innych ludzi, nierzucający się w oczy. Ale ich dobre, godne czyny powstrzymują Boży gniew, który mógłby zniszczyć grzeszny, zły świat.
Sprawiedliwi to także przedstawiciele innych narodów. I wtedy nazywani są właśnie Sprawiedliwymi wśród Narodów Świata – chasidim umot ha-olam. Ten tytuł przyznawano po wojnie tym, którzy bezinteresownie, z narażeniem własnego życia, ratowali skazany na zagładę naród żydowski – swoich sąsiadów, współobywateli, czasem obcych zupełnie zbiegów ze straszliwej maszynerii Holokaustu. Instytut Yad Vaszem w Jerozolimie nadał ten zaszczytny tytuł ponad 27 tys. osób. Wśród nich ponad 7 tys. nosi polskie nazwiska. Dwie z nich to nasi, mszańscy Sprawiedliwi, małżeństwo przechowujące blisko 3 lata nieznanego sobie wcześniej Żyda, Maurycego Jereda z Bielska-Białej.
Tytuł i dyplom zostały ustanowione dekretem izraelskiego parlamentu, Knesetu w 1963 r. Na medalu widnieje pochodzący z Talmudu przepięknej treści napis „Kto ratuje jedno życie – ratuje cały świat”.
Jak Mosze Jered, ocalony przez mszańskich Sprawiedliwych, trafił do położonego na odludziu, pod Małą Górą, skromnego, drewnianego domu Wacławików? Pani Zofia Kowalczyk, najmłodsza ich córka, z którą rozmawialiśmy w 2011 r. nie umiała odpowiedzieć na to pytanie, była wówczas maleńkim dzieckiem. „Ukrywał się po lasach, może tak dotarł do domu rodziców?”- mówiła nam. Nazywali go „Władek”, bo jeden ze starszych synów, który już wyjechał z Mszany, tak miał na imię. Potem w listach z Izraela tak właśnie się podpisywał: Wasz Władek. Nie ma już dziś gościnnego domu pod Małą Górą, została jednak piwnica, która nie raz służyła za schron nie tylko Maurycemu-„Władkowi”, ale i wielu mieszkańcom Zarabia podczas bombardowań. I odnaleziona po latach pamięć. Dzięki archiwom Yad Vaszem i znalezionej przez nieocenioną Lili Haber córce Moszego, Ruth Wolf, możemy dopowiedzieć więcej szczegółów.
Rodzina Jeredów
Jeredowie przed II wojną światową mieszkali w Bielsku Białej. Urodzony w 1906 r. w Wadowicach Maurycy/Mosze i 3 lata młodsza Marjam oraz ich 3-letnia córeczka, Ilka. Mosze bierze udział w kampanii wrześniowej w stopniu kaprala Wojska Polskiego, trafia do niewoli. W tym czasie jego rodzina zostaje przesiedlona do Mszany Dolnej. Czy dlatego, że być może mieli tu dalszych krewnych, jak było w przypadku kilku innych rodzin? Niewykluczone, znaleźliśmy nazwisko Jered jako panieńskie w archiwach jednej z mszańskich rodzin. Podczas zamieszania związanego z przechodzeniem więźniów z rąk sowieckich do niemieckich, udaje mu się uwolnić z internowania w okolicach Nirenbergu w Niemczech. Odnajduje rodzinę w Mszanie i tu przebywa od wiosny 1940 r. pracując przymusowo w pobliskich kamieniołomach. 19.08.1942 r. podczas masowej egzekucji Żydów na Pańskim zostają zamordowane jego żona i córeczka, a Mosze zostawiony wraz z grupą mężczyzn do dalszej pracy. Zrozpaczony, wycieńczony pracą nad siły, ucieka po kilku tygodniach z paroma innymi więźniami. Błąkając się bez nadziei, w zimnie i głodzie, spostrzega nocą w głębi lasu małe światełko. Tak właśnie trafia do domu Wacławików.
Czego ty człowieku szukasz w tę zimną, dżdżystą noc?
„Czego ty człowieku szukasz w tę zimną, dżdżystą noc?” słyszy od biednie ubranego, ale „o poczciwej twarzy” człowieka, który otwiera mu drzwi. Gdy wyznaje, że jest Żydem, uciekinierem i że oddaje się w jego „ręce i sumienie”, mężczyzna znika, lecz po chwili wychodzi z kawałkiem czarnego placka, a następnego dnia oświadcza rodzinie, że chyba „w tym roku będzie urodzaj na kartofle, gdyż przybyła jeszcze jedna dusza, a to zapewne znak od Boga”. W ubogiej chacie bez podłogi, w jednej izbie, gdzie z rodzicami mieszkała jeszcze siódemka młodszych dzieci (najmłodsza, 13-miesięczna Zosia), Mosze spędzi czas aż do wyzwolenia w styczniu 1945 r. Dzielą się z nim wszystkim, razem przeżywają biedę, czasem głód, on pomaga w gospodarce, zaś w razie zagrożenia ucieka do lasu lub istniejącej do dziś piwniczki. Po wyzwoleniu nadal utrzymują kontakt, zżyli się przez te lata.
Historia ocalenia została opisana przez Mosze Jereda we wniosku o przyznanie wybawicielom tytułu Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, który załączamy w galerii w formie skanów.
Zapomniani Sprawiedliwi
W 1985 r. Mosze Jered występuje do Instytutu w Yad Vaszem o uhonorowanie Stefanii i Józefa Wacławików odznaczeniem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Zostaje on im nadany 6.02.1986 r. Stefania nie doczekała tego wyróżnienia, zmarła 23.06.1981 r. w wieku 76 lat. Józef umiera 16.05.1989 r. dożywszy 91 lat. Za swego życia nie doczekali się uznania ani w swoim mieście, ani Polsce. Dlatego pojęliśmy starania o upamiętnienie tego bohaterskiego małżeństwa w publicznej przestrzeni Mszany Dolnej. Napisany przez nas do władz miasta apel, złożony w Urzędzie Miasta 19.11.2019 r., poparło swoimi podpisami 107 mieszkańców.
Dąb Pamięci
19.08.2020 r., podczas obchodów 78. Rocznicy Zagłady, w której zginęła żona i córeczka uratowanego przez Sprawiedliwych, ich córka Zofia wraz z rodziną, odsłoniła poświęconą im tablicę przy zasadzonym dla nich Dębie Pamięci na Rynku w Mszanie Dolnej. Obok znalazła się niewielka kamienna tablica z informacją.
Powojenne losy Maurycego/Mosze-Mojżesza Jereda
Jakie były dalsze losy Maurycego/Mosze? Po wojnie ożenił się z Miriam, także ocaloną z Zagłady i przyjął jako swoją jej córkę, Ruth. Była w podobnym jak jego utracona córeczka, wieku, nieco młodsza, urodziła się w 1938 roku. Miriam i Ruth przeżyły Zagładę w Krakowie, matka pracując jako pomoc domowa „na aryjskich papierach”, i to u Niemca! Jej mąż, niestety, zginął w krakowskim getcie. Miał na imię tak samo, jak Jered: Mojżesz. Po wojnie trafili do obozu dla przesiedleńców w Niemczech, gdzie spędzili dwa lata. W 1948 roku rodzina przybyła do Izraela, do Netanji, gdzie mieszkali dwaj bracia Moszego. Mosze był szklarzem i w tym zawodzie pracował także w Izraelu. Na jednym ze zdjęć widać go w warsztacie szklarskim przy pracy. W 1958 roku rodzina przeniosła się do Aszkelonu, w którym Mosze mieszkał aż do swojej śmierci w 1992 roku. W 1963 r. w jednym z listów informuje Wacławików, że córka wyszła za mąż, pracuje jako pielęgniarka w szpitalu, a w 1965 r. dzieli się radością z zostania dziadkiem: przychodzi na świat pierwszy wnuk.
Mosze miał jedyną córkę i dwoje wnucząt, jest pochowany w Aszkelonie.
„Nigdy o was nie zapomnę i zawsze z szacunkiem i miłością o Was myślę” – pisał do Wacławików z Izraela. Podpisał się, jak zawsze: „Wasz Władek”.