Grünbergowie i Zinsowie

„U Zinsów sprzedawano chleb okrągły….”

Pan Henryk Zdanowski, ważny świadek przedwojennej historii Mszany Dolnej, opowiadał, że w naszym mieście było kilka żydowskich piekarni, wśród których najlepszy chleb był z dwóch: Beldegrüna przy Piłsudskiego i Grünbergów/Zinsów w Rynku. Pierwszy podłużny, drugi okrągły, jeden i drugi pachnący, z chrupiącą skórką, pyszny! Doskonałość chleba z Rynku potwierdza także w swojej kronice Mszany Dolnej, prof.Sebastian Flizak, dopowiadając zabawny szczegół, że na piekarnię Grünbergerów mówiło się „U Srajmurka”. Czy był to wynik trudnego do wymówienia „Samuel Grünberg”, a właściwie „Szmuel Cwi Grünberg” czy nieco złośliwy zlepek słów, trudno dziś dociec. Dość, że nikt nie negował jakości pieczywa, a Flizak podkreśla fachowość rzemieślników i doskonałość maszyn piekarskich sprowadzanych aż z Bielska. Pochodzący z Bukowska (potem rodzina przeniosła się do Limanowej) Arie Zins, po poślubieniu Estery Grünberg, pracował w tej piekarni wespół z teściem, Szmuelem. Przy piekarni był także sklep spożywczy – wszystko mieściło się w dużym domu na rogu Rynku i ul.Leśnej. Sklep prowadziła żona Ariego, Estera - figuruje on w Księdze Adresowej Polski z 1926 r. pod „Towary różne”.

Państwo Zinsowie mieli 7 dzieci:  córki Nichę, Rywę, Dorę, Mindl i Matl oraz synów Israela Barucha (zmarł w wieku 13 lat w szpitalu w Krakowie) i Naftulego Chaima. Nicha i Rywa wyszły za mąż: Nicha poślubiła Chaima Streima, urodził się im synek Jakow. Rywa z mężem zamieszkała a Tarnowie. Dora, jedyna ocalała z tej rodziny, przyszła na świat 24.06.1919 r. w Mszanie Dolnej. Jej dziadek ze strony ojca, Gedalia Zins, był nauczycielem w chederze w Limanowej, gdzie cieszył się dużym autorytetem. Dora ukończyła szkołę powszechną, która mieściła się w pobliżu Rynku. Zazdrościła chłopcom, do których przychodził nauczyciel, by zgłębiać z nimi tajniki Tory – przysłuchiwała się temu zostając w pomieszczeniu, gdzie odbywała się ta nauka. Czasy szkolne wspomina dobrze, w wieku 101 lat pamiętała jeszcze nazwiska nauczycielek: dyrektor Garlicką, Piwońską i Jordanówną. Opisywała beztroskie wycieczki do pobliskiej Rabki, koleżanki-katoliczki, które pozwalały jej odpisywać sobotnie lekcje, gdy Żydzi świętowali szabat i nie uczestniczyli w lekcjach. Pamiętała ich imiona: Józia Świętalska, Michasia, Masia Fraś, Łabuzówna. Gdy one miały lekcję religii, Dora miała wolną lekcję, ale i tak do końca życia znała katolicki pacierz. Po polsku.

W jakimś momencie Arie Zins dostał propozycję zakupu własnej piekarni w pobliskiej Rabce, która już wówczas była znanym kurortem, dając zapewne lepsze możliwości zarobkowania – Zinsowie zresztą dostarczali swoje pieczywo do tego pobliskiego miasta, nawet Dora niejednokrotnie wyjeżdżała ok. 5 rano wozem pełnym wypieków do Rabki; wydaje się, że zwłaszcza w okresie wakacji mieli w Rabce okresowy magazyn pieczywa, czy filię piekarni, gdzie sprzedawali swoje wypieki. Kiedy jednak jej ojciec,  pobożny chasyd, zwrócił się do swego cadyka w Bobowej z pytaniem, czy powinien przyjąć tę propozycję, dostał odpowiedź, że Rabka nie będzie dobrym miejscem do wychowywania dzieci i zrezygnował z tego pomysłu. Zresztą w Mszanie rodzina pędziła dostatnie, spokojne życie. Jedynie śmierć jednego z synów położyła się na nim cieniem.

Jednak gdy wybuchła II wojna światowa, położenie tej i innych żydowskich rodzin w Mszanie Dolnej zmieniło się całkowicie. Pozbawiono ich sklepu i piekarni, środki finansowe szybko się wyczerpały, a w rejonie Rynku, gdzie mieszkali, Niemcy już w listopadzie tworzą otwarte getto, stłaczając ludność żydowską, do której niebawem jeszcze dołączą liczni przesiedleńcy z innych miast. Rodzina zaczęła głodować, jedzono gotowane obierki z warzyw. Z tego okresu pochodzi bolesne wspomnienie, o którym jeszcze blisko 90 lat później Dora opowiadała ze bólem i wzburzeniem. Jedna z katolickich mieszkanek Mszany, była winna Zinsom sporą sumę pieniędzy. Wobec dramatycznego losu bliskich, mama Dory podeszła z córką do owej współobywatelki prosząc w zamian o bodaj nieco warzyw. Ta z oburzeniem zawołała: „Jak wy, będąc Żydówkami, śmiecie się w ogóle do mnie odzywać!”. Pani Dora wspominała ze łzami bólu, upokorzenia to niewiarygodne zachowanie, zadające, niestety, kłam powszechnemu posłuchowi katolickiej części Mszany wobec wezwań ks.Stabrawy o wspomaganie żydowskich sąsiadów. Wedle relacji Aleksandra Kalczyńskiego „To, co ksiądz powiedział na kazaniu, stawało się dla mieszkańców prawem, więc nikt nie wychodził z katolickiego domu głodny, bez wsparcia”. Nie wątpimy w szczerość relacji pana Kalczyńskiego, samemu mającemu życzliwe relacje z żydowskimi mieszkańcami miasta i zapewne ich wspomagającym. Pokazujemy jedynie, że nie w każdym przypadku tak było. Opisane wydarzenie miało nadto mieć miejsce w niedzielę, po mszy św. Być może nie przypadkiem jest, że owa sąsiadka nosiła identyczne nazwisko jak jeden z sądzonych po wojnie, prawdopodobnie za współpracę z Niemcami.

Niewiele znamy szczegółów o okupacyjnych losach rodziny, gdyż nasz główny świadek, pani Dora, wobec dramatycznej sytuacji najbliższych, postanowiła przedostać się do Krakowa, mając nadzieję,  znaleźć sposób zarobkowania i wsparcia rodziny w Mszanie. W Krakowie Zinsowie mieli krewnych i Dora liczyła na ich pomoc. Jednak już sama podróż obarczona była ogromnym ryzykiem: Żydom nie wolno było opuszczać miejsc zamieszkania, a złapani poza nim mogli być zastrzeleni na miejscu. Zaś po drodze do Krakowa były punkty kontrolne, na których sprawdzano podróżujących. Pomóc miał telegram wysłany z Krakowa przez kuzyna, o poważnej chorobie babci, z którym Dora poszła najpierw do Urzędu Gminy, a następnego dnia na dworzec autobusowy. Los sprzyjał odważnej podówczas 20-latce. Najpierw kierowca „udał, że jej nie zna i nie wie, że jest Żydówką”, potem pomyślnie przetrwała kontrolę w Myślenicach, a na koniec okazało się, ze tenże kierowca stał się jej zaufanym łącznikiem z rodziną, przekazującym zarobione przez Dorę pieniądze i żywność. Miał nazywać się Franciszek Leśniak/Mucha, był strażakiem, który „dzwonił na alarm podczas pożarów”, a po ślubie zamieszkał w Krakowie, w pobliżu dzielnicy żydowskiej i pośredniczył w przekazywaniu pomocy. Pani Dora do końca życia wspominała go z wdzięcznością.

Jedyny ślad okupacyjnych dziejów rodziny w Mszanie to zapis o przydziale macy na święto Pesach: w zestawieniu sporządzonym przez Żydowską Samopomoc Społeczną figuruje Arie Zins; jego rodzina otrzymała przydział 3 kg macy na Pesach w 1940 r. Rodzina siostry pani Dory, Nichy, która poślubiła Chaima Streima – 1,5 kg. Ze świętem Pesach wiąże się także jeszcze jedno ważne wspomnienie bł.pam.Dory. Opowiadała nam w styczniu 2021 r., że gdy przekazała rodzinie pieniądze niedługo przed tą najważniejszą żydowską uroczystością, w podziękowaniu otrzymała od ojca pełen wdzięczności list: pisał, że będą mieli na Pesach ziemniaki. Nie jakieś wspaniałe potrawy, ale ziemniaki, „kartufeln”. I cieszył się, że rodzina nareszcie naje się do syta na „yom tow” - święto.

Wiemy także, że pierwszą zamordowaną przez Niemców osobą z tej rodziny, był ojciec pani Dory, Arie Zins, rozstrzelany wraz z ok. 20 innymi osobami w tzw. Olszynach na przełomie kwietnia i maja 1942 r. Kiedy zmarł teść Ariego, Samuel Grünberg, czy śmiercią naturalną, nie wiemy – jego nazwiska nie ma na liście z 15.06.2942 r. zatem nie było go już wówczas pośród mieszkańców Mszany Dolnej.  Natomiast na liście zamordowanych 19.08.1942 figuruje jeszcze 8 osób noszących nazwisko Zins i 6 Grünberg. Z rodziną Dory mamy dalsze 8 Ofiar (matka, ojciec, troje rodzeństwa i rodzina Nichy). Dwadzieścia dwie bliskie osoby, a przecież jeszcze te w Limanowej, Krakowie, innych miastach. Nic dziwnego, że artykuł w piśmie „Midrasz” Nr 2(178) marzec/kwiecień 2014, opisujący losy Pani Dory, nosi tytuł: „W wojnie straciłam wszystkich”. Załączamy w galerii jego skany.

Tymczasem Dora pracowała w Krakowie, wciąż przekazywała paczki z żywnością i pieniądze rodzinie w Mszanie. Jednak nadszedł czas, po 19.08.1042 r., gdy w masakrze na Pańskim zginęła matka i siostry Dory, a ona dowiedziała się, że nie ma już komu ich podawać; przy życiu pozostał tylko najmłodszy brat, Naftuli, przeniesiony do pracy w Tymbarku. Po kilku miesiącach także i on przestał odpowiadać na przesyłki. Zakończono budowę drogi, wycieńczonych i zbędnych już żydowskich pracowników zamordowano. Wkrótce i Dora przechodzi dramatyczną likwidację krakowskiego getta, trafia do obozu koncentracyjnego w Płaszowie, z niego do Auschwitz, a w końcu do Gundelsdorf. Wspomina morderczą pracę ponad siły, metalowe kable przymarzające na mrozie do rąk. Na początku 1945 r. zostaje przeniesiona do kolejnego obozu, przy granicy czechosłowackiej w Zwodau, gdzie z innymi kobietami zmuszana jest do pracy w fabryce bomb dla Luftwaffe – podejmują tu akty sabotażu, nieprawidłowo łącząc kable. Wiosną 1945 r. nadchodzi rozkaz wymordowania żydowskich więźniarek. Próba masowej egzekucji w pobliskim lesie nie udaje się, za to zostają dołączone do innej grupy kobiet i popędzone w „Marszu śmierci”. Dora ucieka zeń do lasu, gdzie samotnie ukrywa się 2 dni i doczekuje wyzwolenia. Przeżywa dojmującą samotność, rozpacz, wrażenie, że nie ma już poza nią Żydów na świecie. Jednak amerykańscy żołnierze zabierają ją do Tirschenreuth w Niemczech, gdzie w obozie dla przesiedlonych otrzymuje pomoc. Poznaje tez Barucha Appela, pochodzącego z Nowego Sącza. To z nim zacznie nowe życie i odbuduje rodzinę. Po ślubie jeszcze jakiś czas mieszkają w Niemczech, tam przychodzi na świat ich pierwszy syn, Wreszcie, na statku ,,General Harry Taylor” płyną do Nowego Jorku, swojej nowej ojczyzny. Rodzą się kolejne dzieci – Dora i Baruch doczekali się łącznie czwórki dzieci, 13 wnucząt, 47 prawnucząt. Państwo Appelowie zamieszkali w Boro Park i zajęli się handlem. Pani Dora do późnej starości przy 14 Alei pod numerem 4507prowadziła sklep  Appel’s grocery”. Oto fragment artykułu z BoroPark24, z okazji jubileuszu Pani Dory: Najmłodszy z jej synów, Mendel, jest jedynym z gromadki, który wciąż pracuje z nią w sklepie. Jego brat i szwagier jakiś czas też pracowali, ale odeszli, by się uczyć. Mendel żartuje do  Heshy Rubinstein z Boropark24.com, “Nie mogę odejść na emeryturę, bo jakby to wyglądało, gdyby tylko moja matka pracowała”. Społeczność niedawno świętowała 101. urodziny pani Appel. Było wielkie przyjęcie z balonami i muzyką, ludzie śpiewali i tańczyli, było to piękne wydarzenie, by uczcić piękną, ważną okazję. Pani Appel wiele przeszła w życiu, ale jest wciąż radosna i ma zichus, by wciąż pracować, jest prawdziwą inspiracją. Wchodzenie do jej sklepu, to jak odwiedzanie bratniej duszy, jest miła, ciepła i serdeczna, i sprawia, że każdy klient czuje się dobrze i uśmiecha się.  Sklep Appelów sprzedaje szeroki asortyment produktów spożywczych, produkty gospodarstwa domowego, owoce i warzywa – to jeden sklep, w którym zaspokoisz wszystkie swoje domowe potrzeby. Robią też świeżą kawę rano, a w porze lunchu sprzedają kanapki i sałatki. To niezwykły sklep z niezwykłą, przyjazną atmosferą”.

 

Dora Appel przyszła na świat 24.06.1919 r. Zmarła w styczniu 2021, przeżywszy niemal 102 lata, a kilka miesięcy przed śmiercią pokonując koronawirusa. Mieliśmy szczęście rozmawiać z nią przez platformę internetową kilka tygodni przed śmiercią. Mówiła piękną, przedwojenną polszczyzną, wciąż wzruszając się przy bolesnych tematach. Po wojnie odwiedziła Mszanę licząc, że może uratował się jej maleńki siostrzeniec, Jakow. Niestety, sąsiadka, która wzięła od rodziców kosztowności za przechowania malca, nie zdecydowała się na to, zatrzymując jednak majątek. „Co ja bym wtedy dała za to, żeby on żył?!” szlochała Pani Dora podczas opowieści. Nie zdecydowała się pozostać w miejscu, gdzie jej żydowski świat przestał istnieć w tak potworny sposób. Na groby przodków przyjeżdża jednak regularnie jej wnuk, Chaim Appel, któremu serdecznie dziękujemy za pomoc w zorganizowaniu zdalnej  rozmowy z Panią Dorą oraz cierpliwe weryfikowanie jej wspomnień. W naszej ziemi spoczywają: ojciec Dory, Arie Zins przy Ogrodowej, jej mama, siostry, siostrzeniec i szwagier z małym Kubusiem oraz inne osoby z dalszej rodziny - na Pańskim. Dziadek ze strony ojca, Gedalia Zins w Limanowej. Prochy najmłodszego brata, Naftuliego, zabitego w Tymbarku, zostały przeniesione na cmentarz żydowski przy ul, Miodowej w Krakowie.

 

Małemu Kubusiowi Streimowi i siostrom Dory zasadziliśmy krokusy pamięci przy mogile na Pańskim, gdzie spoczywają. Naftulemu, który zginął w Tymbarku – przed budynkiem szkoły „Leśnej”, w pobliżu której mieszkał.

29.12.2021 r. przyszła na świat maleńka Dora-Devorah, wnuczka Chaima Appela, wnuka Dory Zins. Otrzymała imię po swojej praprababci z nadzieją, że będzie jak ona: dzielna, dobra i mężna.